poniedziałek, 20 listopada 2017

Słów kilka o kursie krawieckim który ukończyłam.

Marzyło mi się, że sukcesywnie będę Wam pokazywać co uszyłam na kursie oraz opowiadać czego się tam nauczyłam, ale niestety mi się nie udało . Połączenie pracy i szkoły z życiem rodzinnym okazał się na tyle trudne, że nie znalazłam już czasu na blogowanie.
Niemniej jednak postaram się to nadrobić :) Na początek opowiem Wam trochę o tym kursie ponieważ zauważyłam, że w Internecie często padają pytania o kursy krawieckie w Poznaniu i nie tylko. Ja swego czasu również przeczesywałam internetowe witryny, by dowiedzieć się czegoś na ten temat.
Tak więc, jak wspomniałam w poprzednim poście (sprzed 2 lat!) był to kurs dwuletni, który odbył się w Poznaniu w Zespole Szkół Zawodowych im. Władysława Reymonta (tutaj jest profil na FB). Nie zrażajcie się przeważającą tematyką fryzjerską, zawód krawca stał się wszak zawodem ginącym, a szkoła musi z czegoś żyć. Gdy zaczynałam kurs to w szkole średniej utworzono 6 klas dla fryzjerów i tylko jedną (w bólach) dla krawców. Może to wynikać z braku zainteresowania młodzieży tematem, ale też przesytem rynku odzieżowego w towary sprowadzane z Chin.
     Ale nie ma co się martwić, bo jesteśmy MY! :) i udowadniamy, że szycie jest fajne (Gdy stałam przed wyborem szkoły średniej w ogóle nie pomyślałam o krawiectwie).
     Po tak długim wstępie czas na konkrety!
 Zajęcia odbywały się w weekendy, średnio co dwa tygodnie. W jeden dzień była teoria (od 8.00 do 14.00-15.00), w drugi praktyka (od 8.00 do 16.30).
Napiszę jakie miałyśmy przedmioty, teraz trochę się to pozmieniało ponieważ ja robiłam kurs kwalifikacyjny A.12 a teraz jest A.71 Projektowanie i wytwarzanie wyrobów odzieżowych.
Obecny kurs odbywa się również w systemie zaocznym i również trwa 2 lata a po jego ukończeniu można przystąpić do egzaminu zewnętrznego potwierdzającego kwalifikacje w zawodzie. 
Teoria była dość ciekawa bo oprócz Konstrukcji i modelowania form odzieżowych miałyśmy możliwość poznania m. in. historii mody na "Projektowaniu wyrobów odzieżowych", poza tym uczyłyśmy się rysunku i w ogóle wielu ciekawych rzeczy których nie dowiedziałybyśmy się na krótkich łatwo dostępnych teraz kursach krawieckich. Były jeszcze takie przedmioty jak "Materiałoznawstwo", "Maszyny i urządzenia w produkcji odzieżowej", "Działalność gospodarcza w przemyśle odzieżowym" oraz język angielski (miałyśmy super nauczycielkę! w lekki sposób oparty na przykładach zachęcała do nauki nawet tych opornych). Wszystkie przedmioty kończyły się pracą kontrolną oraz egzaminem.
Najbardziej lubiłam konstrukcję. Trzeba było przestawić mózg na wysokie obroty, więc bez kawy się nie obyło ;) Pani Małgosia ma ogrom wiedzy i potrafi ją bardzo dobrze przekazać poza tym budziła respekt więc starałam nie opuszczać jej zajęć i być zawsze przygotowana.
Praktyki było sporo, bo w ciągu dwóch lat aż 422 godziny. Na pierwszych zajęciach uczyłyśmy się oczywiście podstaw, czyli ściegów ręcznych, następnie ćwiczyłyśmy na maszynach przemysłowych ścieg prosty, co - wbrew nazwie nie było proste - okazało się, że maszyny takie są bardzo szybkie, wystarczyło lekko nadusić pedał, a ona... frrruuu. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z takimi maszynami, więc zaczynałam wszystko od początku.
Pierwszą rzeczą, którą uszyłyśmy była spódnica podstawowa. Same ją konstruowałyśmy na własne wymiary i później szyłyśmy z naszych lub szkolnych tkanin. Powiem Wam, że jeszcze nic tak starannie nie uszyłam jak tę właśnie spódnicę. Znalazłam w szafie mamy śliczną zieloną wełnę i wyszła extra :) Jednak zanim zabrałyśmy się za szycie tych spódnic ćwiczyłyśmy wszywanie zamka kilkoma sposobami czyli symetrycznie, asymetrycznie, kryto i tak przy każdym nowym rodzaju odzieży czyli np. jak szyłyśmy koszulę to każdy element musiałyśmy przećwiczyć tzn mankiet oraz wszystkie rodzaje kołnierzyka.
Żeby nie przesadzać z ilością tekstu powiem tylko, że uszyłyśmy jeszcze spodnie, żakiet bez podszewki, żakiet z podszewką oraz płaszcz. Jeśli zostało jeszcze czasu to można było szyć co tylko chciałyśmy. Ja niestety nie wykorzystałam tego czasu jak bym sobie życzyła ponieważ przemęczenie dało się we znaki poza tym dojeżdżałam do Poznania 50 km autobusem więc godzinowo byłam zależna od rozkładu jazdy PKS-u. Dziewczyny natomiast nieźle szalały bo potrafiły uszyć po kilka par spodni czy sukienek. Zajęcia praktyczne trwały długo, ale to była sama przyjemność. Miałyśmy do dyspozycji swoją szafkę by móc tam schować czajnik, kubki bądź inne potrzebne rzeczy. Fajnie było się spotykać z osobami które lubią szycie tak jak ja, poplotkować  przy kawie lub przy nawlekaniu igły ;) a nasza Pani Ania jest najkochańszą i najbardziej cierpliwą i życzliwą nauczycielką jaką kiedykolwiek miałam! ☺
     Reasumując, zachęcam każdego do podjęcia nauki w tej szkole ponieważ oprócz zdobycia wiedzy i umiejętności można tam było spędzić czas w miłym towarzystwie. ZSO jest szkołą gdzie panuje niesamowita atmosfera, nauczyciele są przesympatyczni i w ogóle ten budynek ma swój klimat. Podłogi wyłożone parkietem skrzypiącym pod stopami a na korytarzu są wystawione jedne z pierwszych maszyn do szycia, żałuję, że nie zrobiłam zdjęć kreacji wykonanych na manekinach przez uczniów.
     Nie będę się więcej rozpisywać by Was nie przerazić ilością tekstu tym bardziej, że mistrzem pióra nie jestem ;) jeśli macie jakieś pytania to śmiało zadawajcie w komentarzu. 

PS. Ważne jest jeszcze to że kurs ten jest bezpłatny choć każdy kto mógł dawał na semestr 50 zł by dorzucić się na np ksero. To i tak są niewielkie pieniądze w porównaniu z innymi kursami krawieckimi.

PS 2. W styczniu lub lutym czeka mnie egzamin zewnętrzny, więc trzymajcie kciuki ☺

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz